Na królewskim szlaku

Kolechowice - Ostrów Lubelski - Rozkopaczew

Nie dla kujonów

Szlak Jagielloński

               

-Którędy idziesz do Ostrowa- gościńcem czy przez łąki?

- Gościńcem.

Takie rozmowy mogłeś usłyszeć jeszcze pół wieku temu w Kolechowicach – wsi położonej w województwie lubelskim, powiecie lubartowskim, gminie Ostrów Lubelski. Wspomniany gościniec był wówczas szeroką, wyboistą, pełną kurzu wiejską drogą, po której poruszały się głównie furmanki jadące do pobliskiego Ostrowa Lubelskiego. Dziś to już wyasfaltowana droga wojewódzka, którą codziennie przemierzają gimnazjaliści z Rozkopaczewa i Kolechowic. Nie wszyscy pasażerowie pomarańczowego autobusu szkolnego, pieszczotliwie zwanego Waldusiem, zdają sobie sprawę, że podróżują pradawnym „Szlakiem Jagiellońskim”, którym wędrowali królowie, dygnitarze, duchowni i oczywiście- kupcy.

Początki szlaku wiążą się z rokiem 1368, kiedy to wielki książę litewski Jagiełło przybył do Lublina, a stamtąd wyruszył do Krakowa, gdzie został koronowany na króla Polski. Odtąd trasę Kraków – Lublin – Wilno często przemierzały orszaki królewskie.

Mijały lata, Czas przynosił zmiany, a po królewskim szlaku przechadzała się Historia…

Chcemy tutaj przedstawić zaledwie wybrane okruchy dziejów - dawnych i najnowszych, Pozostały w pamięci ludzi, są obecne w naszym otoczeniu- każda chata, drzewo, kamień mają swoją opowieść. Zapraszamy więc w podróż królewskim szlakiem od czasów najdawniejszych po współczesne …

Prawdopodobnie w XIII wieku przybywają na te tereny pierwsi osadnicy. Okolica jest bagnista, zalesiona i bezludna. Najbliższą zasiedloną osadą jest Tyśmienica. Puszcza niechętnie ustępuje pola ziemi uprawnej, więc mieszkańcy zajmują się m.in. bartnictwem.

Miód staje się też wkrótce jednym z ważniejszych „środków płatniczych” – kmiecie płacą nim daniny na rzecz władcy.

Bartnictwo długo jeszcze będzie źródłem utrzymania.

W księgach metrykalnych pod rokiem 1789 odnalazłem bartnika z Kolechowic zwanego Wojciechem Waleszyńskim (lub też Walesiński). Urodził się 23 kwietnia 1748, a zmarł 5 czerwca 1808 na gruźlicę. Miał dwie żony i sporo dzieci, bo siedmioro –mówi historyk z Ostrowa, pan Marek Bunia.

Pierwsza pisemna wzmianka o Kolechowicach (ukr. – Kołechowyczi), datuje się na rok 1317. Władysław Łokietek udziela braciom Ostaszowi i Dzierżkowi z Bejsc herbu Lewart zezwolenia na stosowanie w ich dobrach prawa niemieckiego i wymienia w nim m.in. posiadaną przez nich połowę Kolechowic. Druga połowa tej wsi należała do władcy. W 1390 r. odnotowano w źródłach pochodzącego z Kolechowic prawosławnego Rusina Steczkę, skarżącego się królowej Jadwidze na zamordowanie jego żony, Kachny.  Z 1390 r. pochodzi również wzmianka o śmierci dwóch miejscowych kobiet idących z Kolechowic do cerkwi w Lublinie. Wśród ludności znaczną część stanowią prawosławni Rusini, którzy napłynęli zza pobliskiej granicy. Obok prawosławnych Rusinów mieszkają także Polacy, którzy początkowo należeli do parafii katolickiej w Łęcznej, która wówczas była najbliżej osady. W 1442 r. bp krakowski Zbigniew Oleśnicki wydał dekret na budowę kościoła katolickiego p.w. św. Hieronima w Ostrowie i kolechowiccy katolicy przeszli do parafii ostrowskiej. Wyznawcy dwu religii zgodnie żyli przez wieki. Zakładali rodziny, ciężko pracowali, cierpieli wskutek wojen, które kilkakrotnie niszczyły wioskę, a potem znowu mozolnie odbudowywali spalone gospodarstwa.


Krew i łzy

Jadąc gościńcem od strony Lublina do Ostrowa, zauważycie po prawej stronie prawie naprzeciwko szkoły pagórkowate, pofałdowane pole. Dobre miejsce do zjeżdżania na sankach – można by pomyśleć. Są to pozostałości okopów z czasów I wojny światowej. Tam, gdzie dziś rozbrzmiewa śmiech i wrzawa dziecięcych głosów, dawniej rozlegał się huk wystrzałów, jęki zabijanych i rannych. W sierpniu 1915 roku rozegrała się tam bitwa. Podobno polegli w niej Niemcy leżą na cmentarzu prawosławnym w szeregu przed wejściem do cmentarnej cerkiewki. Groby są już niewidoczne, ale z relacji dawnych mieszkańców wynika, że było ich sporo. Gdzieś w zagajniku leżą ponoć także Austriacy, jednak dziś trudno doszukać się śladów ich mogił. Zatarł je Czas.

O kilka kroków dalej, po tej samej stronie szlaku dostrzeżemy niewielkie wzniesienie i sterczący w górę prostokątny kamień. Obok rachityczne drzewko, dookoła - zaorane pole. Cisza, spokój. Niewiele osób wie, że ów kamień to pozostałość po dawnej prawosławnej cerkwi, która z polecenia władz została rozebrana 13 lipca 1938 roku. Była to akcja zakrojona na szeroką skalę - od drugiej połowy maja do 16 lipca 1938 r. zburzono na terenie województwa lubelskiego 127 świątyń prawosławnych. Zburzenie domu modlitwy musiało być wstrząsem dla wiernych. Wywołane decyzją polityczną, nie pozostało jednak bez wpływu na wzajemne relacje. Zapoczątkowało niechęć i nienawiść, która wzmogła się później podczas okupacji, jakby w myśl słów poetki:

Religia nie religia -
byle przyklęknąć na starcie (…)

Potem już pędzi sama.
Nienawiść. Nienawiść.

Prawosławna świątynia, wybudowana w 1882 roku, została rozebrana i zniszczona. Burzono ją na oczach zebranego, spokojnie zachowującego się i płaczącego tłumu wiernych, wśród których były także dzieci. Nawet drzewa nie zostały oszczędzone -pokaźne stare lipy, otaczające cerkiew wycięto w pień. Dziś nie ma tu żadnego innego śladu po świątyni, która chyba była dość okazała - murowana, kryta blachą.Starsi mieszkańcy Kolechowic pamiętali jeszcze te tragiczne wydarzenia, których byli świadkami jako dzieci. Przekazywali swe opowieści wnukom, które interesowały się historią rodzinnej miejscowości. Jedną z takich opowieści spisała pani Ewa Malinowska. Posłuchaj wspomnień jej dziadka, pana Mieczysława Malinowskiego (czyta Artur Marczak)

Cmentarz prawosławny po II wojnie światowej jeszcze długo pozostawał zdewastowany. Ciekawscy i bezmyślni wandale zniszczyli wiele grobów. Ukraińscy mieszkańcy zostali w ramach akcji „Wisła” wysiedleni ze swoich gospodarstw i parafia przestała istnieć. Dopiero od 1985 r. życie liturgiczne było stopniowo przywracane, a cerkiewkę przycmentarną odrestaurowano i wyświęcono we wrześniu 1987 roku. Obecnie opiekę nad świątynią sprawują duchowni z Lublina. Nabożeństwa odbywają się wg potrzeb, przeważnie w liturgiczne wspomnienie patronów, św. Kosmy i Damiana w listopadzie, kiedy to potomkowie wspominają swoich bliskich zmarłych na tutejszym przycerkiewnym cmentarzu. Stare groby uporządkowano, pojawiają się też nowe – spoczywają w nich prawosławni mieszkańcy okolicznych miejscowości. Wokół cmentarza buduje się piękne nowe ogrodzenie i bramę wejściową. Miejscowe dzieci przed Świętem Zmarłych wybierają się porządkować opuszczone mogiły, zapalają na nich lampki. Pamięć przetrwała…

Królowie w Ostrowie

Ostrów pojawia się na trakcie królewskim w I połowie XV wieku. Opis osady odnajdujemy w dokumencie wydanym w 1442 roku przez biskupa krakowskiego, Zbigniewa Oleśnickiego, przy okazji tworzenia parafii w Ostrowie:„ Gdy z najdostojniejszym panem Władysławem, królem Polski w młodości często podążaliśmy do ziem litewskich, miejsce to, gdzie teraz położona jest wieś, poznaliśmy jako pełne bagien i porosłe drzewami oraz nieuprawne, a za naszego życia na tym surowym korzeniu siedliska dzikiego zwierza przekształcone zostały w miejsca zamieszkiwania ludzi”.

Nazwa ”ostrow” oznaczała wyspę rzeczną, stosunkowo wysoko wzniesioną ponad poziom rzeki, często pokrytą lasem. Znakomicie oddaje położenie osady, a później miasta Ostrów. Zostało ono założone na piaszczystym wzniesieniu, w miejscu obronnym – od zachodu i południa otaczała je bagnista dolina rzeki Tyśmienicy, a od północy i wschodu – podmokłe łąki.

Historycy przypuszczają, że Władysław Jagiełło i jego następcy nadawali ubogiej szlachcie (często pochodzącej z Mazowsza i Małopolski) ziemię w zamian za obowiązek karczowania terenu pod pola, ściąganie kmieci i osadzanie ich w nowo tworzonych gospodarstwach. Głównym źródłem utrzymania mieszkańców była wówczas uprawa roli. Z czasem pojawiają się stawy, młyny i karczmy oraz rzemieślnicy.

Gościńcem przez Kolechowice i Ostrów wędrowali także kolejni władcy. Były to podróże z liczną świtą, przemieszczał się cały dwór, a podróż z Krakowa do Wilna bądź z powrotem trwała miesiąc. W latach 1505 – 1506 przejeżdżał tędy Aleksander Jagiellończyk. Zatrzymał się wówczas w Lublinie na sejmie walnym. Z Lublina wyruszył ponownie na Litwę, do samego Wilna, trasą przez: Kolechowice, Parczów, Brześć Litewski, Kamieniec Litewski, Wołkowysk, Mielnik.

W 1507 roku zawitał w Ostrowie Zygmunt Stary. Jechał drogą: Kraków- Lublin-Parczów – Brześć – Wilno. Kolejna wizyta Zygmunta Starego w Ostrowie miała miejsce w 1522 roku, gdy wracał z Litwy. Temu władcy Ostrów zawdzięcza prawa miejskie – w 1548 roku na terenie osady oraz jej przyległości król lokował miasto. Mieszczanie otrzymali prawo do organizacji targu w soboty. Otrzymali też prawo do pobierania cła od koni idących luzem i w zaprzęgu po drodze Lublin - Parczów (dziś Parczew). W zamian zobowiązani byli do naprawy dróg, grobli i mostów. Do dziś jedna z ulic na królewskim trakcie nosi imię Zygmunta Starego. Nadano je także miejscowej szkole podstawowej.

W roku 1545 Zygmunt August rezydujący w Wilnie jako wielki książę litewski wyruszył na sejm do Krakowa. Miał również odebrać przesłany z Wiednia posag żony- Elżbiety Habsburżanki. On także wybrał tradycyjny trakt wiodący przez Parczew, Ostrów, Kolechowice i Lublin.

Kiedy Zygmunt Stary zmarł (dodajmy, że miało to miejsce w roku nadania praw miejskich Ostrowowi), młody król wyruszył z Litwy na pogrzeb ojca oraz w celu przejęcia władzy. Wtedy również podążał traktem przez Kolechowice i Ostrów.

Także Stefan Batory przebył w latach 1583–1584 drogę z Krakowa przez Lublin, Ostrów Lubelski, Parczew do Wilna.

Królewskie podróże pozostawiły ślady w postaci legend, przekazywanych przez najstarszych mieszkańców Ostrowa i okolic. Gromadzą je pracujące w miejscowej bibliotece siostry: Celina Rapa i Danuta Drabik, pasjonatki historii regionalnej. Posłuchaj opowieści o przygodzie królowej Bony (żony Zygmunta Starego). Opowiada pani Danuta Drabik.

Po gościńcu wędruje Historia

Po czasach rozkwitu w XVI wieku, kiedy Ostrów rozwijał się dynamicznie jako miasto królewskie, nadeszły trudne czasy, gdy królewski szlak i okolice w swe władanie zagarnęła wojenna zawierucha.

W XVII i na początku III wieku, Rzeczpospolita prowadzi wojny z Rosją, Turcją i Szwecją, po drodze często maszerują wojska – grabią, palą, mordują: “bydło pozabierali, domy popalili, ludzi powyganiali, stodoły, obory porozbierali”. Potem przychodzą czasy rozbiorów i powstań oraz kolejne wojenne kataklizmy. Ich ślady też można znaleźć, podróżując Gościńcem.

Mogiła powstańcza

Tuż przed Ostrowem i rzeką Tyśmienicą przy ulicy Łęczyńskiej zauważymy figurę przydrożną. To zabytkowa Figura Matki Boskiej Wniebowziętej na okrągłym cokole z XVIII wieku. Kryje ona ciekawą historię, o której opowiadają panie: Danuta Drabik i Celina Rapa. Pani Danuta była wówczas radną, kilka razy na sesji zgłaszała wniosek o renowację figury, która chyliła się mocno w jedną stronę.

- Nasz dziadek, już nieżyjący Leon Domaszewski, który urodził się w 1894 roku, opowiadał kiedyś, że przy figurze zostali pochowani młodzi chłopcy – powstańcy. Byli bardzo młodzi. Jeden z nich był rudy i miał całą twarz pokłutą i posiekaną. Wszyscy byli bez butów, więc można sądzić, że zabrali je okoliczni mieszkańcy. Tak bywało…

Tylko – jacy to powstańcy? Tu zdania dziadka i jego współtowarzyszy były podzielone. Najprawdopodobniej powstańcy z 1864 roku, ale niewykluczone, że mogli to być powstańcy listopadowi z 1831 roku. Ponoć nie byli miejscowi, przywędrowali z Galicji. Takie są przypuszczenia. Miałam wtedy kilkanaście lat, jak dziadek opowiadał. Żałuję tylko, że nie pytałam o więcej.

- Dziadek miał pole w uroczysku Mątwica, położone od figury ok. 200 metrów w stronę południa. Podczas orki nieraz wyorywał kawałek bagnetu albo jakąś część uprzęży konnej. I wtedy pokazywał nam te relikty przeszłości i wskazywał ręką w stronę rzeki, że tam były bagna, w których potopili się Rosjanie. Pamiętam słowa dziadka: „A kto tam kiedyś zapisywał takie fakty, mówiono sobie w rodzinach, przekazywano dzieciom. To wszystko…”.

- Podczas kopania nowego koryta rzeki właśnie tam wykopywano resztki dawnej broni. A gdy kilka lat temu kapliczka została poddana renowacji, podczas kopania fundamentów na głębokości 0,5 metra dokopano się ludzkich kości. Wybrałam się do tego miejsca. Jak wynikało z pochówku, ciała powstańców pochowano w trumnach, od strony zachodniej i wschodniej. Zachowały się resztki drewna z trumien, dosłownie były to resztki zbutwiałych włókien. Kości były mocno zniszczone: kości kośćca głowy, a więc kawałek szczęki z dwoma zębami trzonowymi (zęby zachowały się w dobrym stanie), kawałki czaszek z kości czołowej, a także kości kończyn górnych i dolnych i kawałki kości krzyżowych. Kości zostały zebrane i zakopane głębiej przy samej figurze. A więc, jakby nie było, cmentarzyk znajduje się już przy obecnej drodze wojewódzkiej. Żal tylko, że zabitych nie upamiętnia żadna tabliczka, a kości tak po prostu zalano betonem. Smutne to, ale prawdziwe. Miejmy nadzieję, że ta mogiła zostanie zachowana w naszej pamięci i ogarnięta należnym szacunkiem.

Kościół cudami słynący

Podążając w kierunku centrum Ostrowa, będziemy przejeżdżać obok kościoła parafialnego, wybudowanego w 1755 r. przez dziedzica z Berejowa, konsekrowanego w 1762 r. przez biskupa Stanisława Rajmunda Jezierskiego.

To piękna, choć obecnie wymagająca renowacji, świątynia w stylu barokowym. Znajdujący się w jej wnętrzu obraz Matki Bożej obwieszony jest dziękczynnymi wotami. Posłuchaj opowieści o cudownych uzdrowieniach, jakie się tutaj dokonały. Opowiada pani Danuta Drabik.

Nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek…

Tak ubolewał w jednym ze swoich wierszy poeta, Antoni Słonimski:

Nie ma już tych miasteczek, gdzie biblijne pieśni
wiatr łączył z polską piosnką i słowiańskim żalem(…)

Nie ma już tych miasteczek, przeminęły cieniem(…)

Jednym z takich miasteczek był przed II wojną Ostrów Lubelski. Znaczną część jego mieszkańców stanowili Żydzi – w 1939 roku było ich
1.994 (36,6% ówczesnej ludności).

Barwny obraz życia codziennego, świętowania i relacji Żydów z katolikami odnajdujemy w pamiętnikach nieżyjącego już pana Augustyna Respondka, nauczyciela, nazywanego „kronikarzem Ostrowa”. Gdy po raz pierwszy przyjechał do miasteczka w roku 1935, jego oczom ukazał się m.in. widok domków żydowskich: U wszystkich drzwi są na oścież otwarte. Potworny upał. W domach i na zewnątrz – wszędzie widać krzątające się kobiety. Prawie wszystkie są ubrane w długie, niebieskie fartuchy w paski, a na głowie mają brudne czepce z falbanami. Jedne piorą, rozwieszają łachy na parkanach, płotach lub sznurach. Inne kręcą się przy kuchni lub niańczą dzieci, a wszędzie słychać żydowską mowę. Pomiędzy domami kręcą się kozy wyjadające przysmaki ze śmiecia, którego tu nie brakuje(…).

Specjalnych antagonizmów w tych latach nie ma. Te dwie grupy wzajemnie się uzupełniają. Rolnicy dostarczają Żydom płody rolne: len, zboże, jaja, kury, kaczki, gęsi, bydło oraz skóry. Żydzi zaś odwzajemniają się produktami swego przemysłu, takimi jak: buty, ubrania, uprząż lub usługami: naprawa obuwia, ubrania, szklenie okien, bicie oleju, itp. przy pomocy skupionego w swych rękach handlu dostarczają wyroby fabryczne. Wprost trudno sobie wyobrazić, jak jedni bez drugich mogliby żyć. Co by było, gdyby nagle zabrakło rymarzy czy cholewkarzy. Przecież takim rzemiosłem nikt się nie zajmuje prócz Żydów (…).

Są sporadyczne wypadki ekscesów, ale czynią to niedowarzone wyrostki, ot tak, z głupoty. Podczas świąt, tzw. Kuczek, gdy wyznawcy odprawiający pokutę siedzą w komórkach na ten cel przeznaczonych, zdarza się, że ten czy ów bezmyślny wyrostek wali w komórkę kamieniami lub wrzuca do środka zdechłego kota (…).

Wszystko skończyło się wraz z nadejściem wojny. W Ostrowie, tak jak w całej okupowanej Polsce, utworzono getto, do którego zostali jeszcze dołączeni Żydzi wysiedleni z Poznańskiego, z Lublina oraz ze Słowacji. 7 października 1942 r. miała miejsce likwidacja getta. Osoby chore i niedołężne, a także Żydzi próbujący ukryć się w domach, zostali przez Niemców zamordowani na miejscu, a wszystkich pozostałych – ok. 3200 osób – przepędzono pieszo do stacji kolejowej w Lubartowie. Stąd – według niektórych źródeł w dniu 11 października 1942 r. – zostali wywiezieni do obozów zagłady w Bełżcu i Sobiborze. Inne źródła podają, że część Żydów ostrowskich trafiła do obozu zagłady w Treblince, a część na Majdanek.  

W lutym 2016 r. nieznana osoba podrzuciła na teren dawnego kirkutu kilkanaście macew (płyt nagrobnych).

Ciekawa jest symbolika znaków umieszczonych na macewach. Np. dłonie uniesione w geście błogosławieństwa oznaczały grób kapłana- rabina lub cadyka; księgi lub szafy z księgami- oznaczały osobę uczoną w Piśmie lub przepisującą święte księgi.

Z biegiem lat z Ostrowa zaczęły znikać dawne pożydowskie zabudowania, w ich miejsce pojawiły się nowe obiekty. Jednak jadąc gościńcem, w samym centrum Ostrowa, tuż za lodziarnią i zakładem fryzjerskim zauważymy wysoki piętrowy budynek z czerwonej cegły. Od lat stoi opustoszały i z każdym rokiem coraz bardziej popada w ruinę. W pamiętnikach pana Respondka odnajdujemy jego zdjęcie z podpisem, że był to sklep żelazny Barbanela. Właściciel musiał być zapewne bardzo zamożny. Co się z nim stało? Jakie były jego losy?

Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy zobaczymy charakterystyczny drewniany budynek z wymownym szyldem: Cymes (czyli potocznie – przysmak, coś najlepszego. Również od lat stoi opustoszały. Mieścił się w nim niegdyś sklep spożywczy.

W ten sposób Czas zbiera swe żniwo. Zostają tylko fotografie i pamięć.

Rozkopaczew pojawia się na trakcie najpóźniej - zaczyna się rozwijać z chwilą połączenia Litwy z Polską w 1569 roku. Trakt królewski i zarazem wielki szlak handlowy, którym ciągnęły karawany kupieckie, znacznie przyczynił się do rozwoju osady. Wożono tędy towary na jarmarki do Lublina czy też z nich w kierunku wschodnim.

Jan Długosz w „Rocznikach, czyli Kronikach sławnego Królestwa Polskiego”, opisując jeziora ziemi lubelskiej, wymienia ich jedenaście: Jedlino, Czarne, Raczno, Głębokie, Uścimów, Rozkopaczew, Dratów, Trzaczano, Nadrybie, Ostwysz i Bieszcze. Położenie każdego z nich określa, podając nazwy leżących w pobliżu miejscowości.

Nazwa miejscowości pojawia się w XV-wiecznych kronikach.

W Rozkopaczewie rządził możny ród Rzewuskich posiadający rozległe dobra w tej okolicy.

Wiek XVI i XVII przyniósł rozwój przemysłu w postaci hut polowych,
w których wytapiano żelazo. Huty te występowały na obszarze od Rozkopaczewa do Ostrowa Lubelskiego, obejmując Rudkę Kijańską. Przez wiele lat można było napotkać pozostałości po narzędziach, a także dołów po hutach.

Piotr Czerny, ówczesny właściciel wsi, chorąży lubelski, dziedzic Kijan, zakładając w 1618 roku klasztor bernardynek w Lublinie, dał im Rozkopaczów (jak brzmiała ówczesna nazwa wsi) za uposażenie. Mniej więcej w tym czasie wieś posiadała 1 młyn, a jej obszar wynosił ok. 3 łanów.

Wiek XVIII zapisał się w historii Rozkopaczewa pod hasłem walk z feudałami. Mieszkańcy wsi brali udział w powstaniu kościuszkowskim, udzielali pomocy powstańcom, a także dostarczali im broń.

W XIX wieku, jak podaje Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Rozkopaczew był wsią duchowną w parafii Ostrów Lubelski, miał 57 domów, 350 mieszkańców. Dziś jest największą po Ostrowie miejscowością w tej gminie.

Ta dawność jej w głębokich warstwach(...)

a może dzban, a może łuk /jeszcze się w łonie ziemi grzeje(…)

Pisząc o dawności, Wisława Szymborska miała na myśli pamiątki, które – wciąż nieodkryte drzemią w głębi ziemi. Są świadkami czasem bardzo odległej przeszłości. Takie skarby kryją się też w ziemi rozkopaczewskiej, o czym świadczy niezwykłe znalezisko sprzed 15 lat.

W marcu 2001 roku, Krzysztof Siepsiak i Stanisław Czubacki dwaj rolnicy z Rozkopaczewa,odkopali na polu cios mamuta, prehistorycznego zwierzęcia z epoki lodowcowej. O niezwykłym odkryciu informowały wówczas lokalne gazety. Okaz liczył sobie co najmniej kilkanaście tysięcy lat. Składał się z kilku części. Znajdowały się one w ziemi na głębokości blisko dwóch metrów. Cios miał prawie 2 metry długości. O znalezisku mężczyźni powiadomili archeologów z Muzeum Lubelskiego, do którego eksponat został przetransportowany. Wykopaliska z okolic Rozkopaczewa świadczą o tym, że mieszkali tu ludzie już w epoce kamienia, a także w okresach późniejszych. Mamuty były dla nich przede wszystkim źródłem pożywienia. Z ciosów mamutów wyrabiano narzędzia, a także stanowiły budulec do konstrukcji domów.



Gdy brat podnosił rękę na brata

W historii najnowszej znajdziemy i bolesne chwile. Wiążą się z okresem powojennym. Starsi mieszkańcy wracają do nich we wspomnieniach. Jedną z takich opowieści zapisał Piotr Wiśniewski:

Mój dziadek, Witold Sipta, urodził się w lutym 1939 roku, a wydarzenie, o którym mi opowiedział, dotyczy nocy z 4 na 5 grudnia 1946 roku, gdy na Rozkopaczew napadły oddziały ludzi, którzy nie pogodzili się zaistniałą sytuacją polityczną po II wojnie światowej.Tak o tym wydarzeniu pisze Wikipedia: „4 grudnia 1946r. wieś została napadnięta przez grupę “Uskoka”.W wyniku działań grupy porwano, a następnie zastrzelono jednego mieszkańca miejscowości - Zbigniewa Szymańskiego. Spalono 26 gospodarstw rolnych. Broński uzasadniał swoje działania przychylnością mieszkańców Rozkopaczewa okazywaną nowej władzy oraz ich uczestnictwie wraz z “Sowietami i Żydami w obławach na faszystów”. W swoich pamiętnikach Broński, próbuje usprawiedliwiać swoje czyny oczerniając mieszkańców wsi i obrzucając ich różnorakimi epitetami, a ponadto nie przyznaje się do zabójstwa oraz zaniża liczbę spalonych gospodarstw”.

Dziadek miał wtedy 7 lat i pamięta, że grudzień był ładny i ciepły- jak w tym roku. Gdzieś tak koło szóstej wieczorem od strony Ostrowa dały się słyszeć strzały i pojawiły się łuny pożarów: jedna… druga… trzecia…. Co jakiś czas słychać były serie z karabinów. Moja matka zaczęła pakować dobytek, wyganiać zwierzęta z obory, a ojciec pobiegł przez pola do swojego brata, który mieszkał w tym kierunku, skąd dochodziły serie karabinów. Ja pobiegłem za nim, ale ojciec krzyczał, aby zostać z matką. Po paru metrach sąsiedzi złapali mnie i schowaliśmy się w jakiejś piwnicy. Matka pewno mnie szukała, ale zapanował taki strach, że nikt nie wiedział, co będzie dalej, ile spalą, kogo zabiją? Ludzie od 7 lat żyli w ciągłym strachu. Po wojnie zamiast Niemców nocami przychodziły bandy i kradli, palili.

- I to był koniec tej nocy?

- Nie, pożary były coraz bliżej. Paliło się od strony Wólki. Kiedy odziały zbliżały się do kościoła, zaczęli krzyczeć: „Hurra, zdobywamy Moskwę!” – tak nazywali Rozkopaczew, bo tu ludzie nie czuli nienawiści do nowo wybranego rządu. Ja pobiegłem dalej, do opuszczonego domu. Potem pobiegłem do znajomego rodziców, który mieszkał w stronę jeziora. Tam przesiedziałem do rana. Powoli zaczęły cichnąć strzały. Przyszli jacyś ludzie i mówili, że zginął Zbyszek Szymańskich – wybiegł z domu, żeby ratować stodołę i ktoś puścił w jego stronę serię. To był młody chłopak, miał 18 lat i zginął przez przypadek. Odział wycofał się do lasu w kierunku Radzica, stąd wiadomo było, kto to. Drugi brat mojego ojca mieszkał koło Radzica. Miał małe dziecko i żona, aby nakarmić dziecko zapaliła światło, to jakiś wycofujący się bandyta strzelił w to okno, a kula przeleciała tuż koło dziecka. Tego nie da się zapomnieć .

Podania i legendy rozkopaczewskie

Mieszkańcy Rozkopaczewa słyną z dbałości o tradycję. Mają swoje legendy, przekazywane z pokolenia na pokolenie, w czym wielka zasługa szkoły podstawowej i miejscowych nauczycieli. Znajdziemy wśród nich opowieść wyjaśniającą pochodzenie nazwy wsi, historię kościółka zatopionego na dnie jeziora Mytycze i dzwonów, które mają bić w razie niebezpieczeństwa grożącego wsi. Dla miłośników mocnych wrażeń są opowieści o domach, w których straszy. Jest też historia bocianiego gniazda i powstania pobliskiej miejscowości – Wólki Starej. Jeśli lubisz dawne historie, posłuchaj….

Wieś rozśpiewana i roztańczona

Ludowy Zespół Śpiewaczy z Rozkopaczewa obchodził niedawno 50-lecie swego istnienia. Początki jego działalności sięgają roku 1964. O ludziach tworzących zespół śmiało można powiedzieć: „rozkopaczewskie perełki”, bowiem rozsławiają swą wieś w całej Polsce. Specjaliści z dziedziny etnografii i folkloru zaliczyli zespół z Rozkopaczewa do najbardziej wartościowych zespołów artystycznych, które swój repertuar opierają na ustnym przekazie. Grupa specjalizuje się w scenicznym opracowaniu wersji obrzędów, ale z zachowaniem strojów, sprzętów i scenariusza. Są to: „Swaty, „Składanie welonu, „Wesele rozkopaczewskie”, „Wigilia”, „Kolędowanie w Trzech Króli”, „Sobótki”, oraz widowisko „Dożynkowe”.

Wykonywane pieśni są przekazywane od najstarszych mieszkańców miejscowości, z pokolenia na pokolenie. Zbiera je od lat pani Krystyna Hoduń. Zaliczane są do najbardziej archaicznych pieśni Lubelszczyzny.

Zespół miał też okazję zagrać w filmie Franciszka Trzeciaka „Ojcowizna” i poznać pracę zawodowych aktorów. Śpiewał m.in. na scenie Teatru Juliusza Osterwy w Lublinie oraz Filharmonii Narodowej w Warszawie, jak również w Barbakanie w Krakowie. Niektóre fragmenty widowisk emitowane były w I programie Telewizji Polskiej oraz rozgłośni regionalnej. Łącznie dał około 350 koncertów.

Zdobył mnóstwo cennych i prestiżowych nagród, m.in. nagrodę im. Oskara Kolberga (1995 r.), na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu: Basztę ( 1982r.), I nagrodę ( 1999 r. i 2014 r.), wyróżnienia i nagrody z młodzieżą w koncercie „Duży - mały” ( w latach: 1991, 1997 , 2000, 2009).

Bibliografia:

1.„Dzieje Ostrowa Lubelskiego” pod red. Ryszarda Szczygła, Wyd. Multico, Lublin 1998.

2.Kopaczek Janusz, „Zarys dziejów królewskiego traktu Kraków - Lublin - Wilno i jego przywrócenie jako “Via Jagiellonica”, w: Związki Lublina i Wilna. Studia i materiały. Tom 1, red. T. Rodziewicz, Lublin 2011, wydawca i dystrybutor: Towarzystwo Przyjaciół Grodna i Wilna - Oddział w Lublinie.

3.Wójcik Maria: „Ostrów Lubelski w pamiętnikach Augustyna Respondka oraz w dziejach rodzin Arciszewskich i Domaszewskich”, Ostrów Lubelski 2007.

4.http://lublin.cerkiew.pl/parafie.php?id=190&id_n=4&id_p=34 (zarys dziejów prawosławia w Kolechowicach).

5.http://nadbuhom.pl/art_1840.html (o historii i życiu rodzin prawosławnych w Kolechowicach – oprac. Andrzej Szutowicz Pamięci zburzonej kolechowickiej cerkwi).

6.http://www.cerkiew1938.pl/kolechowice.html (fotografie archiwalne cerkwi )

7.http://www.sztetl.org.pl/pl/article/ostrow-lubelski/5,historia/?action=view&page=2

Redakcja składa podziękowania:

Panu Markowi Buni - za pomoc oraz udostępnienie opracowanych przez siebie materiałów i map historycznych.

Pani Monice Makowskiej – za udostępnienie opracowania własnego o historii Rozkopaczewa oraz podań i legend rozkopaczewskich.

Pani Danucie Drabik i Celinie Rapie – za ciekawe opowieści o dawnym Ostrowie.

Opracowanie:

Redakcja „Nie dla Kujonów” – gazetki Gimnazjum im. Jana Pawła II w Ostrowie Lubelskim: Magdalena Kucharska, Klaudia Mąka, Weronika Grzegorczyk, Patrycja Leszczyńska, Artur Marczak, Mateusz Trubalski oraz Karol Socha i Piotr Wiśniewski.

Opiekun redakcji: Izabella Marzęda

Na królewskim szlaku
  1. Szlak Jagielloński
  2. KOLECHOWICE- NAJSTARSZA OSADA NA SZLAKU
  3. OSTRÓW LUBELSKI-JAK WYSPA STAŁA SIĘ MIASTEM
  4. Z DZIEJÓW ROZKOPACZEWA
  5. Zakończenie, podziękowania